niedziela, 26 września 2010

Sobotnie grzybówbranie

Obiecałam sobie, że jak najmniejsza wstanie o 6 (jak zwykle), to się zbieramy i jedziemy do lasu. Na grzyby czy spacer, nie ma różnicy. Jest tak pięknie, że szkoda traci takiej jesieni. I było warto. Co za zapach... ah, uwielbiam zapach lasu. I słońce w drzewach i ptaki śpiewające. Dziewczyny dopytywały się tylko czy będzie wilk? :) Mówię, że dziś nie go w lesie. Raczej biega gdzieś za niegrzecznymi dziećmi :)
Ja z wózkiem i średnią pociechą szłam drogą, nie licząc na znaleziska grzybowe (chyba, że byłby to istny wysyp- taki był tydzień temu, ale nie dane nam było w nim uczestniczyć), a najstarsze sokole oko z tatusiem w las po grzyby. Przyznam, że w sumie zebraliśmy mało, taki większy wiklinowy kosz. Ale warto było jechać, jakby nie patrzeć. Potem mały piknik na polance i wszyscy szczęśliwi (bo najedzeni). Kiedyś spróbowałam takiego zestawu jedzeniowego, właśnie na grzybobraniu i odtąd, ponieważ smakuje też dziewczynom, zabieram go ze sobą. Otóż jogurt waniliowy (u nas najlepiej sprawdza się tu Joguś- Krasnystaw, bo taki jadłam za pierwszym razem  (a już tak mam, że raz zaszczepiony smak jest u mnie nie do zmienienia) + do środka banan pokrojony w jakieś plasterki. Pycha. Sycące, smaczne i inne niż codzienne zestawy (przynajmniej u nas).
Na takich wypadach lubię przemycać nowe jedzenia dla dziewczyn. Coś czego nie jadły, a mówia, że niedobre (choć nie jadły). Tak nauczyły się jeść złożone kanapki (chleb na górze i na dole), a w środku ogórek, SER ŻÓŁTY, wędlin. Bo moje dzieci to lekko wybrzydzające jednak są i często przegrywam walkę o nowy składnik. A tu działa właśnie taki mechanizm- głodny jak wilk więc wszystko jest pyszne (oczywiście nie do przesady :)). Ale potem dopominają się właśnie o taką wersję np kanapki jaką jadły w lesie :)








Ale się rozpisałam :)
Część suszy się na balkonie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz