sobota, 28 sierpnia 2010

Poranek na wsi

Nasze codzienne ranki zaczynają się zawsze bardzo wcześnie. Czasami po 5, przeważnie o 6 rano. W domu nikomu nie przeszkadzamy, ale u babci wszyscy jeszcze (długo) śpią :) Idziemy zatem na spacer. Letnie ranki są cudowne. Jest już ciepło, ale jeszcze nie smaży słońce, cisza wokół. Trochę rosy, więc kalosze oczywiście obowiązkowe. Na pierwsze śniadanko, malinki prosto z krzaczka. Chwilę po nas wstaje i najstarsza siostra (trochę jednak zaspana :)). Potem kilka kałuż. I kurki dziadkowi pomogły dziewczyny wypuścić.



środa, 18 sierpnia 2010

Słodki piesek

Oj bardzo by chciały mieć takiego :), lub jakiegokolwiek psa :)



Bicycle :)

Gdy dziewczyny są na wsi u babci zawsze proszą, aby ktoś dorosły wyszedł z nimi na drogę, aby mogły jeździć na rowerze czy hulajnodze. W mieście jest mało miejsca do swobodniejszej jazdy dla dzieci, a tam... uwielbiają. Zdjęcia są prześwietlone, ale podobają mi się w tej postaci :)






Bez tytułu




poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Jarmark Jagielloński

Od 12  do 15 sierpnia w Lublinie odbywał się Jarmark Jagielloński. Cała impreza z roku na rok jest coraz okazalsza i jakby lepiej przygotowana. Takie mam wrażenie. Ludzi tłumy- to był duży minus przy trójce dzieci, ale było warto pójść. Przygotowana dużo warsztatów dla chętnych. Można było tkać, prząść, kuć razem z kowalem, lepić garnki z gliny na kole, haftować, robić ozdoby ze słomy, trawy, wycinać serwetki, malować na szkle. Oczywiście można było popróbować regionalnych przysmaków, ekologicznych wyrobów itp. Śpiewały i grały zespoły ludowe z Polski i Rosji. Można było spróbować sił w grach, których nazw nawet nie znam. :) Myślę, że takie imprezy mają swoich zwolenników jak i przeciwników. Nam się podobało. Za rok też będziemy :)






poniedziałek, 9 sierpnia 2010

środa, 4 sierpnia 2010

Czas szybko biegnie

Moje najmłodsze szczęście podczas pobytu nad morzem nauczyło się raczkować (choć robi to jeszcze niechętnie) oraz siedzieć samodzielnie. Niby to tylko 14 dni, a jaki postęp w rozwoju dziecka. Dwie starsze siostry też jakoś wydoroślały, co widzę dopiero po przyjeździe do domu.
W tym roku obiecałam sobie, że chociaż raz pojadę rano do rybaków i kupię świeżo złowioną rybę. Wprawdzie były to tylko flądry, ale i tak smaczne. Marcelinka na obiad zjadała 1,5 rybki. Aż miło było patrzeć.
Jak już pisałam, towarzystwo mieliśmy super. Na tyle, że mimo braków warunków do wielkiego ucztowania, robiłyśmy serniki na zimno, co drugi dzień, żeby było smacznie i miło. Nikt nie narzekał, ze dużo roboty, każdy był zadowolony, ze smakuje :) Mój przepis poszedł w świat, oby zawsze wychodził.



poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Lubię nasze morze

Dwa tygodnie to jednak mało :) Tak szybko minęły, nie wiadomo kiedy. Miejsce gdzie mieszkamy jest idealne dla dzieci. Są wydzielone strefy do zabawy, spacerów. Wszystko czego potrzeba aby dzieci miały co robić a rodzice nie bali się o nie (oczywiście rozsądnie patrząc na temat bezpieczeństwa szeroko pojętego). Każdy z nas wrócił zadowolony. Nawet dwa dni deszczu i pochmurnej pogody nie popsuły nam humorów. Ludzie dopisali, co było dla mnie miłą niespodzianką, nie nastawiałam się na dobre towarzystwo, bo wiadomo jak to bywa :). Poniżej kilka migawek z pierwszego upalnego dnia (moim nowym aparatem :)))