W tym roku obiecałam sobie, że chociaż raz pojadę rano do rybaków i kupię świeżo złowioną rybę. Wprawdzie były to tylko flądry, ale i tak smaczne. Marcelinka na obiad zjadała 1,5 rybki. Aż miło było patrzeć.
Jak już pisałam, towarzystwo mieliśmy super. Na tyle, że mimo braków warunków do wielkiego ucztowania, robiłyśmy serniki na zimno, co drugi dzień, żeby było smacznie i miło. Nikt nie narzekał, ze dużo roboty, każdy był zadowolony, ze smakuje :) Mój przepis poszedł w świat, oby zawsze wychodził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz